Powrót do listy

Poznali się w Australii, mieszkają w Irlandii, pobrali się w Tatrach, poznajcie Máire i Marka.

Nie często się zdarza, by mężczyzna przeprowadził się na drugą stronę globu dla swojej miłości, choć podczas wesela odnieśliśmy wrażenie, że żadna z rodzin jeszcze nie poddała walki o to, gdzie cudowna Młoda Para ostatecznie osiądzie. Nie często też Panna Młoda na własnym ślubie gra na gitarze i występuje na scenie, a co dopiero jeśli dołącza do niej w brawurowym duecie Pan Młody. Równie rzadko zdarza się, że ojciec Panny Młodej swoim występem muzycznym wzrusza wszystkich do łez kiedy śpiewa „to ja kochałem ją pierwszy”. To była bardzo wyjątkowa uroczystość, a niezwykłych „smaczków” było więcej.

Był wyjątkowy ksiądz w pięknym drewnianym kościele, dzięki któremu mogliśmy wzbogacić ceremonię o nietypową oprawę muzyczną. Był wyścig Tour de Pologne, zbiegający się dokładnie z zakończeniem naszej ceremonii, przez co o mały włos nie dojechalibyśmy na wesele o czasie. Były perypetie związane z przygotowaniem do ślubu, nagłe zmiany imion, a historia dokumentów rozsiana po całym świecie. Były druhny – dwie siostry Máire, obie w siódmym miesiącu ciąży, tworzące wyjątkowy wielopokoleniowy orszak ślubny.

Nie trzeba chyba podkreślać, że mimo nieustającego deszczu i niskich temperatur jak na połowę lipca, był to ślub, który zapamiętamy na długo. Życzymy Nowożeńcom wspaniałego życia, między Irlandią, Polską i Australią.

Design i wykonanie: Smultron.pl

Mapa naszych klientów
X