Alyssa i Travis planowali swoje wesele z udziałem całej rodziny. Podczas gdy Narzeczeni byli jeszcze pochłonięci nauką na trudnych studiach medycznych, jako pierwsza skontaktowała się z nami mama Alyssy. O ile Pana Młodego poznaliśmy dopiero kilka dni przed ślubem, to z Rodziców oraz pochodzącą z Polski Babcią Alyssy spędziliśmy do tego dnia już sporo czasu. Bardzo się polubiliśmy, rozmowa toczyła się gładko i tak poza planowaniem ślubu dużo się nawzajem dowiedzieliśmy o Polsce, Stanach, Meksyku i codziennym życiu na odległych krańcach globu.
Państwo Młodzi nie pozostawiali złudzeń, że wesele – choć nieduże – będzie huczne. Zarówno Babcia nie zamierzała wcześnie kłaść się spać, jak i przyjaciele Pary Młodej, w większości personel nocnej zmiany w szpitalu, ze specyficznym zegarem biologicznym.
Dekoracje były minimalistyczne, choć romantyczne, oparte głównie o płatki czerwonych róż i świece. Kolorystykę uzupełniały granat i złoto, reprezentowane m.in. przez lustrzany table plan. Ślub odbył się jak przystało na Rynku Głównym, a przyjęcie w starym zamku, w którym Alyssa zakochała się od razu, jeszcze patrząc na zdjęcia. Okazuje się, że w średniowiecznych murach bardzo dobrze brzmi kalifornijski hip-hop spod znaku Drake’a. Na torcie, pokrytym jadalnym zamszem, stanęły figurki dwojga… rekinów. Zaskakujące, chyba że zna się historię o tym, jak Travis oświadczył się swojej wybrance podczas nurkowania z rekinami…. :).
Zdjęcia robiła kuzynka Młodej Pary, czesał i malował przyjaciel, który wraz z nimi przyleciał z San Diego. Nawet zagubiony w drodze do Krakowa bagaż nie zepsuł tej parze humoru i trudno się dziwić patrząc na otaczających ich bliskich. Wierzymy, że jeszcze się spotkamy w Krakowie lub w Kalifornii, a tymczasem zajadamy meksykańskie specjały, które dostaliśmy na pamiątkę od tej cudownej pary.